„60 sekund” made in Poland
Nicolas Cage jako profesjonalny, choć emerytowany, złodziej samochodów miał 60 sekund na dokonanie włamu do auta. Generalnie fabuła pewnie była bardziej skomplikowana, ale jako anty-fanka Nicolasa Cage’a o spojrzeniu spaniela w każdej granej przez siebie roli, jakoś bardzo się na niej nie skupiłam. Pamiętam, że były samochody, złodzieje i limitowany czas.
A co, jeśli zamiast Nicolasa w tej roli znajdzie się wszystkim Wam znana rodzina Ż.?
Tak też się stało. Wolne popołudnie w zabieganym tygodniu postanowiliśmy zagospodarować pożytecznie. Miało być miło i miało być szybko. Pokonując opór potomstwa, że nie idziemy na rower, zapakowaliśmy całą familię i pojechaliśmy PRZEPARKOWAĆ KAMPERA.
Przez wakacje szukaliśmy dla niego bezowocnie jakiejś przytulnej stodoły, w której mógłby beztrosko spędzić zimowe miesiące. Pod koniec lata, który w tym roku przyszedł nagle i niespodziewanie, jak co najmniej koniec papieru toaletowego, zdecydowaliśmy wprowadzić w życie plan B. Jeszcze przez chwilę łudziłam się, że na Camper Majstrach znajdę ekipę z okolic skłonną wspólnie wynająć jakąś halę, niestety mój post nie cieszył się dużym zainteresowaniem. Tak czy inaczej musieliśmy podjąć decyzję, co dalej.
W czasie letniej pory deszczowej robiliśmy reasearch wśród miejskich płatnych krytych parkingów i okazało się, że nasz kamper to istny kolos, który jest niemalże o 1m za wysoki, żeby się gdzieś legalnie wcisnąć. Znaleźliśmy natomiast parking pod jednym z marketów, gdzie mogliśmy sobie przycupnąć z boku, nie zahaczając boxem dachowym o żadne przęsło. Żeby nie było, że jesteśmy takimi dzikimi koczownikami, uzgodniliśmy to wszystko z kierowniczką obiektu. Nie wnosiła żadnych zastrzeżeń, nie inkasowała opłat.
D-day
Podczas czyszczenia kampera przed zimą, mąż mój odkręcił box dachowy i teraz została jedynie misja sprawdzenia czy bez boxa kamper będzie mógł wjechać w głąb parkingu pod centrum, aby nie owiewały go zimne wiatry i żeby znalazł się na terenie zamykanym na noc. I właśnie wczoraj, w porywie fantazji, stwierdziliśmy, że nadszedł dobry dzień na tę misję.
Dojechaliśmy na miejsce, przepakowaliśmy dzieciaki. Ja uzbroiłam moje półślepe oczy w okulary, a M. postanowił wisieć na tylnej drabince niczym Yattaman (nasze pokolenie, wie o kogo chodzi) i na bieżąco, przęsło po prześle sprawdzać czy się mieszczę. Plan zaakceptowany, wsiadam, wkładam kluczyk do stacyjki i nic. Kamper czka, dusi się i dziwnie pika. WTF?! Równocześnie włącza się radio i światła. Tym gorzej- to nie wina akumulatora… co dalej? I oczywiście niczym Banko w Makbecie, przed oczami majaczy nam Pan Ryszard… Mówiący coś o alarmie, a w zasadzie, mówiący, że lepiej nie włączać, bo później trudno wyłączyć. Próbowaliśmy obejść alarm wyjmując akumulator- oczywiście nic to nie dało. Kombinowaliśmy. Krzyczeliśmy- (w sumie tylko ja, ale łatwiej pisać o tym w liczbie mnogiej, bo są takie chwile w życiu kobiety, kiedy hormony biorą górę i rozsądek wynosi się daleko, daleko, a razem z nim cierpliwość). Następne kilkadziesiąt minut, to walka M. z alarmem i moja gonitwa za dziatwą wokół samochodu. Głupi nie jesteśmy, oglądamy Milionerów, więc na końcu skorzystaliśmy z telefonu do przyjaciela. Pan Ryszard wyjaśnił M. jaką trzeba uzyskać sekwencję piknięć, a na końcu życzył powodzenia, jak wspomnianemu na początku Nicolasowi, bo żeby obezwładnić nasz alarm, człowiek ma mniej więcej… 3 sekundy ? pewnie dlatego Pan Ryszard nie demonstrował nam tego przy zakupie. Prawdopodobnie jego kocie ruchy mogły nas wprowadzić w zakłopotanie ? Po kilku próbach i M. uzyskał prędkość Husseina Bolta przy otwieraniu drzwi i wsadzaniu kluczyka w stacyjkę- w końcu się udało ?
Następnie wszystko przebiegło zgodnie z planem. Trochę szkoda, że było już ciemno jak w dupie, a dzieci zniecierpliwione do granic możliwości, bo utrudniało mi to wsłuchiwanie się w kod, jaki mój Yattaman wystukiwał na dachu. 1 stuk- zmieścisz się, 2- stój. Wjechałam na parking bez żadnej obcierki o sufit 😀
Kamper bezpiecznie przygotowany do zimowania.
Żeby przygotować go do zimy, oprócz zadaszenia:
- Opróżniono wszystkie zbiorniki z wodą
- Zabrano, opróżniono i wyczyszczono WC, a teraz wietrzy się na balkonie
- Zabrano wszystkie materace i zapasowe ubrania- czyli wszystko, co mogło chłonąć wilgoć z powietrza
- Generalnie posprzątano wnętrze.
- Do zabrania pozostaje nam jeszcze akumulator postojowy i butla z gazem.
Podsumowując, każdy głupi może być jak Nicolas Cage ? Zwłaszcza, jeśli ma pod ręką telefon.
BTW. Po zaparkowaniu poszliśmy w nagrodę kupić Bubie buty, a jak wracaliśmy do naszego normalnego samochodu, obok stała policja. Ja- powszechnie znana panikara, już chciałam uciekać, w obawie, że ktoś wezwał ich z okazji naszego włamu do kampera, ale później pomyślałam, że te dwa małe bąki pałętające się nam pod nogami, skutecznie odwracają od nas uwagę organów ścigania ? Kto by kradł stare kampery w asyście dwójki małych dzieci ??