Skandynawia kamperem part 1

Skandynawia kamperem part 1

Kiedy emocje nieco już opadły, a historię naszego wyjazdu powtarzamy każdemu spotykanemu znajomemu, niemalże jak mantrę, pomyślałam, że czas najwyższy ją w końcu opisać. Skandynawia kamperem to w końcu nie przelewki.

Być może nie będzie to dzieło na miarę wielkich powieści drogi, ale myślę, że komuś kto marzy o podobnej wyprawie może co nieco wyjaśnić, ułatwić organizację.

 

Główne założenia wyglądały następująco:

Trasa wiodła przez: Niemcy, Danię, kawałeczek Szwecji, Norwegię ( głównie zachodnie wybrzeże),  Finlandię, Estonię, Łotwę i Litwę.

Czas przejazdu: 23dni

Ilość pokonanych kilometrów: 7800

Środek transportu: Ford Transit Kamper ‘83

Załoga: dwie osoby dorosłe, dwoje dzieci (2 i 4 lata), dwa psy- owczarek belgijski i Gala- półlabradorka;

 

Przygotowania

Do samej wyprawy przygotowywaliśmy się teoretycznie od miesięcy, faktycznie zaś ostatnie tygodnie przed wyjazdem usiane były rozmaitymi zajęciami dodatkowymi, związanymi z gromadzeniem ekwipunku. Lista rzeczy do spakowania stale rosła i nasze zapędy odrobinę ostudził moment weryfikacji dopuszczalnej masy całkowitej (DMC) pojazdu, wpisanej w dowód rejestracyjny. Faktyczną masę kampera zweryfikował Marcin zabierając go na ważenie. Okazało się, że lada chwila będziemy mieli nadbagaż i od tamtej pory raczej odejmowaliśmy przedmioty z wyposażenia niż je dodawaliśmy. Przygotowania i mapa myśli zostały już opisane tutaj.

Ja odpowiadałam za wyżywienie ekipy. Do mojej roli przygotowywałam się wybitnie pieczołowicie. O kamperowym wyżywieniu i o słynnych słoikach opowiem (tak jak obiecywałam) w odrębnym poście. Skandynawia kamperem ma jeszcze jedną cechę- jest raczej droga.

 

 

Ostatnie dni to była prawdziwa gorączka. W przenośni i dosłownie, gdyż koniec maja był wybitnie upalny. W związku z tym, że jechały z nami psy, a norweskie przepisy są wyjątkowo restrykcyjne, jeśli chodzi o odrobaczenie, mieliśmy ściśle określone terminy na wizytę u weterynarza. Wjechać do Norwegii mogliśmy pomiędzy czterdziestą ósmą (48) a sto dwudziestą (120) godziną od wpisu odrobaczenia do psich akt.

Zakupy

Żeby zmieścić się w czasie (a ostatnie doby miały jakoś mniej godzin) i ograniczyć uciążliwe rytuały do minimum, zakupy zamówiłam z TESCO z opcją odbioru na miejscu. Kiedy pod kampera podjechało 10 koszyków wyposażenia, przyznam, że nogi delikatnie się pode mną ugięły, ale okazało się, że ładowność naszego wehikułu jest potężna i faktycznie wszystko w mgnieniu oka znalazło się na swoim miejscu. W tym momencie trzeba zdecydowanie wymienić niedoceniane schowki pod ławami w części jadalnej. Zmieściło się do nich mnóstwo produktów, słoików, konserw, zapasy pieluch, chusteczek, papieru toaletowego, 10 bochenków chleba, ryże, makarony, kasze- praktycznie wszystko i nawet zostało jeszcze trochę miejsca.

Alkohol

Człowiek nie kaktus- pić musi. Prawda stara jak świat. Alkohol wziąć musieliśmy, nie trzeba tłumaczyć dlaczego. Ponieważ skandynawską część podróży zaczynaliśmy od Norwegii, mocno ograniczały nas przepisy dotyczące wwożenia alkoholu do kraju Wikingów. Na pokład, jako osoby dorosłe, legalnie konsumujące trunki wysokoprocentowe mogliśmy zabrać (na głowę):

1l mocnego alkoholu

4 butelki wina

4 piwa

Przy założeniu, że nie zabieramy tytoniu. Z papierosami wyglądałoby to jeszcze gorzej.

 

Wyjazd

Wyjazd zaplanowaliśmy na godzinę 4.00 w czwartkowy poranek 31-ego maja, roku pańskiego 2018. Wszystko było perfekcyjnie przygotowane, wystarczyło wstać, ogarnąć się, zabrać dzieci i zejść do samochodu. .. Pomyłka. Wydawało nam się, że wszystko jest perfekcyjnie. Rzeczywistość pokazała, że jest jednak wyjątkowo daleko do perfekcji i zanim  upchnęliśmy w szafkach rzeczy, o których przypomniało nam się w ostatniej chwili, zrobiła się 6 rano. Nie jesteśmy święci i trzeba się przyznać, że był to jeden z najbardziej nerwowych momentów. Warto odnotować, że naszemu odjazdowi nie towarzyszyły okrzyki wiwatującego tłumu- na naszą podróż wymknęliśmy się niemalże niepostrzeżenie.

Pierwszy etap Bydgoszcz- Kopenhaga

Nie mieliśmy złudzeń co do osiągów naszego samochodu. Przy jego mocno ograniczonej prędkości liczyliśmy się z tym, że podróż potrwa długo. Celem była Skandynawia, dlatego założyliśmy, że na półwysep chcemy dotrzeć jak najszybciej, a pierwszy dzień, kiedy to wszyscy są rześcy i wyspani, jest wręcz idealny, aby jechać ile się da. I faktycznie. Udało się przebrnąć jakoś przez ten odcinek. Nie byliśmy oczywiście niehumanitarni. Pierwszego dnia postoje odbywały się maksymalnie co 3 godziny i trwały co najmniej 30 minut. Na częstotliwość przerw wpływał żar lejący się z nieba oraz fakt nieprzystosowania jeszcze naszych dzieci do długiej jazdy. Warto odnotować, że na tym etapie odpieluchowywanie Młodej wychodziło nam znakomicie. Nigdzie tak chętnie nie korzystała z toalety, jak na niemieckiej ziemi ?. Należy jeszcze wspomnieć, że kamper mimo iż wydaje się być zbliżony do autokaru, jeśli chodzi o długie podróże, nie jest jednak wymarzonym miejscem na spacery w czasie drogi. Wiem coś o tym, gdyż przyszło mi niestety pełnić funkcję stewardessy i obsługiwać wiecznie głodne i spragnione dzieci. One same przez cały czas musiały być zapięte w fotelikach, bo w kamperze jest bardziej jak na jachcie- raczej buja.

Największe brawa za ten odcinek należą się oczywiście kierowcy. Marcin jechał przez 18 godzin i dowiózł nas bezpiecznie na przedmieścia Kopenhagi. Mimo, że ja mam prawo jazdy od jakichś 13 lat, na tej trasie i w tym samochodzie nie zmieniałam go wcale. Wynika to ze specyfiki prowadzenia takiego auta, z tak archaicznym układem kierowniczym.  Nawet gdybym go zastąpiła, on niewiele by odpoczął…

Pierwszą noc na obczyźnie spędziliśmy na przydrożnym parkingu, niedaleko duńskiej autostrady, prowadzącej do Kopenhagi. Było już tak późno i byliśmy tak zmęczeni, że nie mieliśmy ochoty szukać jakiegoś bardziej ustronnego miejsca. Do snu kołysały nas odgłosy przejeżdżających TIRów.

 

Please follow and like us:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

error

Enjoy this blog? Please spread the word :)