PO CO MI PIES, A W OGÓLE DWA?

PO CO MI PIES, A W OGÓLE DWA?

„A na cholerę Ci te psy?!” pytają. „I nie śmierdzi Ci w domu psem?” pytają. „i nie latają Ci wszędzie psie kłaki?!” pytają. I co mam odpowiedzieć? Przecież jak ktoś pyta, tzn., że z założenia nie rozumie i zrozumieć pewnie nie ma zamiaru. Po co mi pies? Każdy ma jakiś temat, który zawsze od nowa przerabia z nowo poznanymi osobami.W moim przypadku jest to kwestia posiadania psów. Pogodziłam się z faktem, że każdorazowo wywiera to spore wrażenie na rozmówcy, choć zupełnie nie rozumiem dlaczego. Jak to bywa z pasjami, wrażenia do wyboru są dwa. Albo totalne WOOOOOW!!- po którym poznać można psiarza albo zachowawcze AHA… Po aha (które wskazuje osobę nie do końca podzielającą zamiłowanie do czworonogów) następuje zazwyczaj pytanie: ALE PO CO?  Konsternacja rozmówcy pogłębia się, kiedy zostaje wprowadzony, nawet pobieżnie, w zagadnienie naszej przyszłej eskapady, dlatego teraz, ku chwale mojej małej psiej ojczyzny, spieszę z wyjaśnieniem.

Mamo, skąd się biorą… psy?

Obecnie na stanie mamy dwa psy, a ich historie są zgoła odmienne. Mój pierwszy osobisty pies z dorosłego życia jest moim psem „panieńskim”. To Galia. Kupiłam ją na….allegro, jako owoc nieszczęśliwej miłości suczki rasy labrador i okolicznego Casanovy, którego pochodzenie do dziś pozostaje nieznane. Galia miała być znakiem dorosłości i symbolem zaangażowania w moim poprzednim związku. Dorośli ludzie doskonale wiedzą, że decyzja o posiadaniu dziecka nie uzdrowi chorego małżeństwa, a „co ma wisieć, nie utonie”, dlatego pewnie nikogo nie zdziwi, że kilka miesięcy po zakupie Galii zostałam „panną z dzieckiem”, a w zasadzie ze szczeniakiem i to w wyniku własnej decyzji ? Mój mąż Galię pokochał jak swoją i od tej pory byliśmy już razem.

Rodzina się powiększa 🙂

Sytuacja nieco skomplikowała się już po ślubie. W efekcie nieudanych starań o naturalne powiększenie rodziny, nasza rodzina powiększyła się przypadkowo jeszcze o kota. Przyszła także chwila, kiedy zadecydowaliśmy, że nie zamierzamy mieć w ogóle żadnych dzieci (skoro nam się nie udawało sprowadzić takowych na świat) i postanowiliśmy zostać bezdzietnym, ekscentrycznym małżeństwem z psami. Do kompletu brakowało nam tylko drugiego psa. Znaleźliśmy wspaniałego młodego Huskiego w schronisku. Aby zaadoptować północniaka musieliśmy jeszcze jedynie przejść weryfikację przeprowadzoną przez specjalną fundację- takie przepisy. Weryfikacja, zgodnie z oczekiwaniami, przebiegła pomyślnie, jednak naszego psa nie było już w schronisku- ktoś wydał go przypadkowym ludziom zupełnie omijając literę prawa. Tego już nie mogłam znieść- nie dość, że nie będę matką, to jeszcze mi psa ukradli! Tego samego dnia, na fali złości, znalazłam na OLX szczeniaki. Za symboliczną złotówkę. Podobno miały to być owczarki belgijskie- pierwsze słyszę ? Przy kontakcie telefonicznym okazało się, że ze złotówki zrobiło się już 500zł, ale „sama pani rozumie”. Nic to, klamka zapadła, następnego dnia jechaliśmy około 70km w jedną stronę, aby odebrać nowego członka naszej rodziny- Melmana. Jeśli chodziło o jego „rasowość” zupełnie się nie łudziłam- byłam przekona, że z Belgiem będzie miał tyle wspólnego, co Galia z labradorem. Wiedziałam też, że papiery i rodowód są nieważne, a Melman okazał się zaskakująco rasowy ? I takim sposobem, nasza rodzina powiększyła się już do opcji 2+3. I wiecie co się stało? Miesiąc później okazało się, że jestem w ciąży ? i urodził się Młody, a dwa lata później- Buba! I teraz to jesteśmy już rodziną wielodzietną, w modelu 2+5!

To nasza historia, ale nie odpowiedziałam jeszcze po co mi to?

  • Po pierwsze, psy zaspokajały moją potrzebę otaczania kogoś troską i opieką. Nie oszukujmy się, każdy kto ma dzieci, a miał kiedyś psy, wie doskonale, że czworonogi są o wiele łatwiejsze w obsłudze, a dodatkowo (smutna prawda) często są nawet bardziej wdzięcznym obiektem uczuć. Nie grymaszą przy stole, nie mówią „nie lubię Cię mamo, bo nie kupiłaś mi batona” i zawsze, zawsze cieszą się na mój widok ? Poza tym obsługa ich w dużej mierze zamyka się w wyprowadzeniu na spacer, nakarmieniu i głaskaniu. Okresowo dochodzą szczepienia i czesanie ?.
  • Po drugie, są świetnym motywatorem do aktywności. Wspomniane wyżej spacery są super rozrywką i obowiązkową, codzienną dawką świeżego powietrza. Szansą na wyjście z głośnego domu i rozmyślanie w ciszy ?
  • Po trzecie uczą nasze dzieci odpowiedzialności i troski o inne stworzenia. Są ich przyjaciółmi, ale nie zabawkami. Dzieciaki od początku wiedzą, że pies ma uczucia, które należy szanować, nie można zmuszać go do zabawy, trzeba akceptować to, że czasem chce mieć święty spokój. Z tą pokorą i odpowiedzialnością to w ogóle jest długa historia, obejmująca zeżartą tapetę, nogi od krzeseł, a nawet telewizor. Odpowiedzialnie wiedziałam, że skoro dałam im dom, nie mogę go tego domu pozbawić nawet wówczas, kiedy pożarły pół kanapy z tęsknoty za mamusią, która właśnie była na porodówce ?
  • Po czwarte- niedoceniane przez wielu rodziców- przebywanie z psem, jako siedliskiem różnych mikroorganizmów, źródłem alergenów pomaga naszym dzieciom w budowaniu odporności. W ogóle do budowania odporności naszych dzieci mamy dosyć liberalne podejście, do którego zalicza się także dosyć niska temperatura w domu oraz obligatoryjne spacery, nawet kiedy pogoda jest zdecydowanie „pod psem”.
  • I po piąte- dopiero teraz odkrywamy aspekt obronny wynikający z posiadania psa. Ponieważ nasze psy są spore i w dodatku czarne (sic!) przez wielu ludzi z automatu odbierane są jako GROŹNE. Ja wiem, że nie są mordercami, natomiast potencjalny włamywacz czy inny napastnik takiej wiedzy nie posiada. W związku z tym spędzając noce w kamperze na odludziu czuję się o wiele bezpieczniej. Pies pierwszy zaalarmuje, kiedy ktoś zbliży się do samochodu i narobi takiego hałasu, że mi osobiście na miejscu napastnika, odechciałoby się zaczepki ?

That’s all Folks

Tak w skrócie wygląda kwestia tego skąd i po co mamy psy. Muszę także zwrócić honor tym, którzy mają małe dzieci, a nie mają zwierząt. Gdyby u nas kolejność była odwrotna, pewnie załamani ilością obowiązków związanych w wychowaniem dzieci, posiadanie psa odłożylibyśmy na później. Ze szkodą oczywiście dla rodziny, ale w trosce o jej wygodę.

Już chyba wszystko jest jasne. Psy, jako członkowie naszej rodziny, jadą z nami. Gdziekolwiek byśmy się nie wybierali.  Nie ma innej opcji. I w odpowiedzi na pytania ze wstępu- jeśli śmierdzi w domu psem, to ja już zdecydowanie nie czuję, natomiast w kwestii latających wszędzie kłaków to fakt- mimo częstego odkurzania, w porze linienia u nas w domu bywa jak w westernie- kojarzycie te krzaki, które przetaczały się przez opuszczone miasta w samo południe? Dokładnie tak ?

 

Please follow and like us:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

error

Enjoy this blog? Please spread the word :)