Żegnajcie KINDERBALE!

Żegnajcie KINDERBALE!

 

Poprzednim wpisem, powołując się na dzieci i ich kontakty z rówieśnikami prawdopodobnie otworzyłam przysłowiową puszkę Pandory. Bo jak to tak? Wyrwać biedne dzieci z ich środowiska i zabrać gdzieś, gdzie będą klepały biedę, zwieje je tajfun, pogryzą jadowite pająki, a pewnie nawet i rekiny?! Zabrać je do jakiegoś kraju trzeciego świata i uczyć łowić ryby zamiast opanowywać komputer, tableta i uczestniczyć w kinderbalach?!

Przecież w życiu dziecka, o czym wszyscy wiedzą, najważniejsze jest czy ma „ha ha haczyk na bluzie” (cytując Akurat) albo buty z Psim Patrolem, najlepiej takie jakie Jeremi i Oliwier. No prawie najważniejsze, bo jeszcze trzeba zapisać dziecko na angielski, niemiecki, judo, piłkę nożną, gimnastykę artystyczną oraz na zajęcia z integracji sensorycznej. Tak na wszelki wypadek, bo przecież dziecko znajomej miało z tym problem, to może moje też ma, ale ktoś je źle zbadał? Zresztą, to że źle zbadał, to bardziej niż pewne, w końcu korzystaliśmy z usług publicznej służby zdrowia, a po nich nie można się przecież spodziewać niczego dobrego? Przecież jak dziecko ma gorączkę, to mimo diagnozy lekarza, że to wirusówka i przejdzie, trzeba jeszcze powołać się na opinię wujka Google, popartą doświadczeniami forumowiczów.

Ja się z tego śmieję, ale tak naprawdę wszyscy tak funkcjonujemy. I abstrahując od służby zdrowia (bo to temat na osobny post), a wracając do rozwoju społecznego, muszę przyznać, że możemy się wzbraniać, wypierać, wyśmiewać, ale wiem, że i tak przyjdzie dzień, kiedy Młody powie, że chce iść na przyjęcie urodzinowe kolegi do jakiejś sali zabaw. Że będę zachodzić w głowę, jak go od tego odwieść. Ale pewnie za którymś razem mi się nie uda i będę musiała z nim tam pójść. Kupić szczęśliwemu jubilatowi jakąś bzdetną zabawkę. Samochodzik albo nieprzyzwoicie drogi zestaw klocków Lego, bo tak wypada. Bo dzieci mają miliony zabawek, ale bawią się nimi przez chwilę, bo szybko się nudzą. Bo potrzebują ciągle nowych bodźców.

Nie chcę, żeby moje dzieci żyły w takim świecie. Wszyscy tęsknimy za dzieciństwem. Za zabawami na trzepaku. Za włóczeniem się bez sensu po osiedlu, grą w klasy itd. Ale nasz świat, jako dorośli, urządzamy zupełnie inaczej. Odgradzamy się od innych, a każdy napotkany dorosły, uśmiechający się do dziecka to potencjalny pedofil. Dla bezpieczeństwa wręczamy dzieciakom komputery, żeby siedziały w domu, bo wydaje nam się, że mając je „na oku” sprawiamy, że są bezpieczne. Albo z drugiej strony, staramy się zapewnić im jak najlepszy start i wydajemy fortunę na miliony dziwnych zajęć dodatkowych, przy okazji pozbawiając dzieciaki tak nam wszystkim potrzebnego, czasu dla siebie, swobody, beztroski.

I po raz kolejny, jako odpowiedź widzę rezygnację z naszej zachodniej kultury. I paradoksalnie myślę, że taka decyzja tylko otworzy świat przed moimi dziećmi. Nauczy je innego życia, z dala od korpo-wyścigu. Pokaże im, że można wyżyć z pracy własnych rąk. Dzieci żyjąc w takiej społeczności nauczą się miliona nowych rzeczy. Począwszy od opanowania drugiego i trzeciego języka, poprzez pływanie, żeglowanie, budowanie łodzi, gotowanie, uprawianie ogródka, a skończywszy na umiejętności wyszukiwania dla siebie szans na pracę zdalną. Przecież my, wykonując jakieś zlecenia czy to edytorskie czy programistyczne, nie zamkniemy tego przed dziećmi. Co więcej, mając czas, w naturalny sposób chętniej je tego wszystkiego nauczymy. To, na co teraz nie ma sił po pracy, będzie wtedy ciekawą odskocznią. Czego chcieć więcej?

W związku z planami wyjazdowymi zainteresowałam się także kwestią nauczania domowego. Opowiem o tym następnym razem.

Please follow and like us:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

error

Enjoy this blog? Please spread the word :)