GDZIE TEN JEDWABNY SZLAK?
Tyle w telewizji trąbią o współpracy polsko-chińskiej i odbudowie hm..tradycji Jedwabnego Szlaku, że wydawać by się mogło, iż przejażdżka do Chin będzie tak prosta, jak podróż na Mazury ?
Poza tym tyle było o samochodzie, a przecież na samochodzie życie się nie kończy. Zwłaszcza życie początkującego lub nawet aspirującego podróżnika.
Plan w swym zarysie wygląda tak:
Kiedy przyjdzie odpowiedni czas (czyli mniej więcej za dwa lata, wydaje mi się, że w maju lub nawet w kwietniu) i będziemy mieli zaplanowane dokąd dokładnie oraz po co się udajemy, wyruszymy.
Planowana trasa ma prowadzić przez Litwę, Łotwę, Estonię, Rosję, Kazachstan, Mongolię do Chin. Chiny są naszą pierwszą poważną zagadką na trasie. Okazuje się, że nawet mapy Google nie są wstanie wyliczyć dokładnej odległości ani znaleźć trasy wiodącej przez tamte rejony.
Na każdym kroku, kiedy myślę o tej rewolucji i ją planuję, jestem zaskakiwana. Nawet sobie nie zdawałam sprawy z tylu sytuacji, że z jednej strony mnie to przeraża, a z drugiej daje niesamowitego Powera.
I tak, szukając sposobu na przejażdżkę przez Chiny natknęłam się na bloga Wikiwyprawa Chiny 2015r. Chłopaki przejechali się z Polski do Chin samochodem i to w myśl nawet szczytnej idei, wiodącej między innymi do poszerzania wiedzy i zbierania materiałów ku chwale nas wszystkich, czyli Wikipedii ?
Bez względu natomiast na przyświecającą ideę, zrobili to, o czym marzę, więc postanowiłam zadać im kilka pytań. Znów czas na refleksję- ludzie, z którymi się kontaktuję wykazują wprost niesamowitą wyrozumiałość dla mojej niewiedzy oraz przychylny optymizm względem moich planów, które przez potencjalne ciotki i teściowe, mogłyby być uznane za szaleństwo kwalifikujące mnie co najmniej do egzorcyzmów.
Tak czy inaczej, skoro już mowa o wyrozumiałości i optymizmie, na moje pytania odpowiedział dosyć szybko Janek z ekipy Chiny 2015. I to odpowiedział w zaskakujący sposób, który po raz kolejny wyrwał mnie z mojej internetowej strefy komfortu. Janek odpisał mi na FB, że on mi wszystko opowie, owszem, ale lepiej, żebym zadzwoniła, bo to strasznie dużo pisania, a on woli mówić. I tak oto dzwoniłam do obcego faceta, aby zadawać mu dziwaczne pytania, związane z eskapadą całej mojej rodziny do Azji, w bliżej nieznanym terminie.
Janek był super, a w dodatku straszna gaduła z niego, więc oprócz moich pytań, dodał także od siebie mnóstwo informacji. Te najważniejsze, które mogą przydać się komuś z podobnym pomysłem są takie:
- Podróż do Chin własnym samochodem najlepiej planować najpóźniej pół roku przed wyjazdem
- Aby poruszać się własnym samochodem po terytorium Państwa Środka, niezbędne będą tymczasowe tablice rejestracyjne, chiński przegląd oraz chińskie prawo jazdy;
- Po Chinach można poruszać się samochodem tylko w towarzystwie chińskiego przewodnika;
- Przed wjazdem do kolejnych prowincji trzeba uzyskać oddzielne zgody;
- Rząd chiński życzy sobie depozytu o wartości samochodu, gdyż są strasznie przewrażliwieni na punkcie przepisów importowych i byliby skłonni podejrzewać, że naszego forda tam importujemy w celu zarobkowym, a depozyt jest im podobno w stanie to zrekompensować; depozyt zwalniany jest w momencie, kiedy samochód opuszcza Chiny.
Teraz trochę na osłodę:
Nie trzeba tego wszystkiego załatwiać samemu! Ha! Mam Was! Też się trochę przestraszyłam. Okazuje się ponownie, że potrzeba matką wynalazku, a zaradni Chińczycy szybko wypełnili niszę na rynku. W Chinach powstały anglojęzyczne biura podróży, które są skłonne załatwić wszelkie formalności związane z zaplanowaniem oraz zrealizowaniem takiej indywidualnej wycieczki. Trzeba się tylko do nich zgłosić odpowiednio wcześniej i zapłacić odpowiednio dużo za taką przyjemność ?.
Jedną z takich firm jest NAVO (http://www.china-driving.com/en/itineraries/driving/). I znowu wkradają nam się tu prawa wolnego rynku. Jeśli w detalu jest drogo, bo indywidualnie, to trzeba także zrobić promocyjną opcję hurtową. I tak firma organizuje „okienka transferowe”, kiedy to można w większej grupie, nawet nieznajomych, przejechać przez Chiny z punktu A do punktu B i zapłacić za to trochę mniej. Nie ma wówczas dowolności co do trasy, a chęć uczestnictwa trzeba zgłosić naprawdę dużo wcześniej (co najmniej pół roku). Opcja hurtowa trochę także rozwiązuje kwestię przewodnika, bo dostaje się jednego wspólnego na kilka samochodów. Trzeba Wam wiedzieć, że moim głównym pytaniem do Janka było (oprócz tego, skąd wziąć przewodnika i ile kosztuje), to jak ten przewodnik się przemieszcza. Czy jedzie z nami samochodem czy może obok własnym, gdzie śpi i co je. Dowiedziałam się od Janka, że przewodnik co do zasady jedzie z nami, bo gdyby jechał sam, to trzeba by mu dodatkowo zapłacić za paliwo- good point ?. Ponadto przejazd z przewodnikiem nie narzuca na nas obwarowań dotyczących naszego noclegu, natomiast przewodnicy podobno nie lubią spać „na dziko” i preferują, aby odwieźć ich do wskazanego hotelu. Trochę się bałam, że będę musiała gotować także dla niego oraz niepokoiłam się czy w nocy nie zeżre go któryś z psów, więc generalnie takie rozwiązanie jest mi nawet na rękę.
A teraz do meritum. Na przejazd przez Chiny, przewodnika i wszystkie zezwolenia trzeba będzie wydać pewnie około 15 000zł. Nie licząc paliwa. Być może uda się trochę zminimalizować koszty w opcji hurtowej, ale na wielkie oszczędności nie można liczyć.
Trochę poprzez to upadło moje ekonomiczne uzasadnienie, aby nie lecieć samolotem, bo w najlepszym wypadku na jedno wyjdzie, a prawdopodobnie będzie nawet drożej…
W niektórych kwestiach, jak się powiedziało „A”, to trzeba powiedzieć także „viomarin” i jechać dalej, co też zamierzamy uczynić. Podróż kamperem przez Azję będzie przede wszystkim o wiele większą przygodą niż banalna podróż samolotem. Będzie wyzwaniem. Jak to zrobimy, to będzie POTĘGA, MOC!!
A bardziej przyziemnie- o wiele łatwiej spakować całe życie do kampera niż do maleńkiej walizki. Nie trzeba podejmować decyzji czy bardziej na miejscu przyda się wkrętarka czy depilator (nasze zdania były mocno podzielone). Wygrywa kamper i tak zamierzamy zrealizować nasze marzenia ?