Co na to Ikar?
Po tym wszystkim co napisałam o lataniu z psami przyznam szczerze, że sama się przestraszyłam. Nie ma to jak dobry research internetowy- potrafi wybić z głowy durne pomysły. Jeżeli ktoś z Twojego otoczenia wpada na takie, po prostu pozwól mu je zrealizować ? prawdopodobnie szybko zrezygnuje.
Albo…
Wymyśli coś gorszego…
Strasznie długo biłam się z myślami. Mogłabym powiedzieć, że nie spałam po nocach rozmyślając nad tą możliwością, ale to nieprawda. Każdy kto ma małe dzieci wie doskonale, że rodzić zasypia praktycznie na sam widok łóżka ? tak czy inaczej doszłam do przedziwnych wniosków.
Po pierwsze (zawsze bawię się w wyliczanki?) ja się straszliwie boje latać! Serio. NIGDY nigdzie nie leciałam. Kiedyś nawet planowałam wybrać się z siostrą na babskie wakacje do Grecji, ale po wstępnej rezerwacji zaczęły mi się co noc śnić katastrofy lotnicze i nie wytrzymałam presji. Sorry, ale nie jestem stworzona do latania. A na pewno nie wielkimi samolotami pasażerskimi. Już prędzej wsiadłabym do rozklekotanej awionetki, naiwnie wierząc, że kiedy zacznie spadać będę miała na sobie zamontowany spadochron i po prostu bezpiecznie opuszczę pokład. Loty międzykontynentalne, jak wiadomo nawet laikom, nie są realizowane awionetkami :/ Historia zna wiele wypadków upadków z wysokości i katastrof lotniczych, prawda?
Po drugie, PSY… nie mogę pogodzić się z wizją kilkugodzinnej przesiadki. O ile jeszcze wyobraziłabym sobie lot z punktu A do punktu B, to zupełnie nie wiem, jakby to miało wyglądać z przesiadką. Co więcej, nie mogę nigdzie na ten temat znaleźć informacji. Co będzie z psami w czasie zmiany samolotu? Czy ktoś je umieści w jakimś psim hotelu transferowym czy raczej będą kiblowały w luku bagażowym jednego samolotu, czekając na drugi? Może ktoś je na czas oczekiwania wstawi do magazynu, jak jakieś bagaże? Kto dam im pić i jeść? Kto je wyprowadzi? Czy nie będzie im za gorąco? A może za zimno? Kto je uspokoi, jak będą się bały i szczekały? Bo to, że będą jest pewne. Obawiam się, że skoro nikt nic nie pisze o udogodnieniach dla zwierząt podróżujących z przesiadką, można śmiało założyć, że takich udogodnień nie ma :/ a co jeśli ktoś gdzieś je zgubi? Załaduje do złego samolotu?
Po trzecie- pieniądze. O ile można znaleźć fajny, tani lot dla ludzi, o tyle podróż ze zwierzętami bardzo mocno „przedraża” całą imprezę. Tak jak pisałam- oprócz szczepień i innych formalności, które i tak nas nie ominą, doliczyć należy jeszcze koszty transporterów oraz koszty samego lotu. Tak jak wspominałam, odpadają tanie linie lotnicze i internetowe wyszukiwarki, bo żeby polecieć gdzieś z psem, to żywy, prawdziwy człowiek musi to z nami dogadać i wszystko odnotować w systemie.
Dodając dwa do dwóch niezmiennie wychodzi mi cztery. Czyli jeśli sama nie chcę i się boję, i jeszcze mam narażać zdrowie i życie moich podopiecznych, a także dokładać sobie wydatków, to po co to robić?? A może by tak spróbować to zrobić drogą lądową? Ewentualnie ostatni etap ogarnąć promem, czyli jakimś bardziej ludzkim środkiem transportu.
Wydaje się ok, teraz jeszcze trzeba do tego przekonać resztę załogi- czyli bardziej racjonalnego Cinka. Psów i dzieci przekonywać nie muszę- oni uwielbiają podróżować samochodem. Po etapie przekonywania pozostaje jeszcze przygotowanie merytoryczne trasy, zorganizowanie środka transportu i ogarnięcie podróżniczego wszechświata na każdą ewentualność.
Szykuje się dużo pracy…