Zimowa Skandynawia 3
Ponieważ w poprzednich odcinkach było trochę o tym, jak nie jechać do Skandynawii i czego nie robić. Ten wpis dla odmiany opowie o tym, co można robić w okolicach Oslo zimą. Taki norweski citybreak, jeśli ktoś ma wolny weekend (pomijając czas i trudy podróży), może sobie miło spędzić czas ?. Będzie też o tym, jak nie wracać, ale to na końcu.
Narty biegowe
To rozrywka, która zawładnęła sercem i umysłem mego męża. Ponieważ byłam w zaawansowanej ciąży, a wszystko wokół było oblodzone, mogliśmy chwilowo poruszać się jednym samochodem. To sprawiło, że rozrywki „na powietrzu” przypadły w udziale chłopakom i dzieciom, a my w tym czasie dbałyśmy o ciepło domowego ogniska, jadłyśmy dobre rzeczy popijając ciepłą herbatką. Tak przegrać, to czasem jak wygrać.
Równolegle nasza męsko-dziecięca wyprawa ubierała na siebie ciepłe spodnie, kurtki i dodatkowe pary rękawiczek i wyruszała na niedalekie wzgórza Ringkollen i tam nasze dzieci, niemalże pierwszy raz w życiu mogły jeździć na sankach. Akurat w tym roku człowiek zapomina, że to niewiarygodne, że keidyś w kujawsko-pomorskim nie było zim, ale jednak. Tak czy inaczej, dzieciaki jeździły na sankach, turlały się z górek i wracały mokre i rumiane, jak my w czasach dzieciństwa. Czysta radość. Wiadomo, jak na górce są z ojcami, to mogą zawsze trochę więcej, gdyż statystyczny facet z większą łatwością obudzi drzemiące w nim dziecko i da się ponieść fantazji, a matka to zawsze matka ?.
Generalnie miejsca jak Ringkollen są genialnie przygotowane dla korzystających z nich ludzi. To takie leśne parki rozrywki z miejscami do grillowania i uwierzcie, jest zupełnie inaczej niż na polskiej plaży. Tutaj ludzie rozpalają grilla/ ognisko i dzielą się nim z innymi użytkownikami. Ten kto rozpala, z radością wita innych, którzy na ruszt dorzucają swoje parówki. Tu trzeba dodać, że Norwegowie ukochali sobie grillowanie parówek (takich ich specjalnych) i wsadzanie ich w tortille. Co kto lubi ?
A wieczorem, kiedy wybawione dzieci ogrzewały się i odpoczywały w domu, tatusiowie wracali na Ringkollen, aby pojeździć na biegówkach. Podobno sport rewelacyjny, praktycznie dla każdego i gdyby nie to, że mamy pandemię, już mieliśmy zaplanowane, by w styczniu/lutym wyskoczyć w Karkonosze, abym ja też miała okazję spróbować. Gdyby ktoś przypuszczał, że w zamian za lockdown dostaniemy prawdziwą zimę nawet na naszych terenach, pewnie jakieś używane biegówki kupilibyśmy sobie już wcześniej.
Oslo
Kiedy już wymyśliliśmy jak wyprowadzić nasz samochód na górę (w Norwegii spotkała nas odwilż i to trochę pomogło), zaplanowaliśmy sobie jeden dzień rodzinnego zwiedzania Oslo. Muszę przyznać, że program wycieczki był w stu procentach dziełem mojego męża. Niestety w kilku miejscach remonty trochę pokrzyżowały nam plany, niemniej jednak udało nam się zobaczyć:
Wzgórze Ekeber, z którego można podziwiać spektakularną panoramę Oslo, a w międzyczasie zawiesić oko rzeźbach w pozach niedwuznacznych. Na szczęście dzieci nie łapały szerszej perspektywy i rzeźby rozpatrywały tylko pod kątem tego czy da się na nie wejść.
Operę- futurystyczny budynek ze szkła i metalu, skonstruowany w formie szklanych tarasów spacerowych. Wybudowany nad wodą, w samym porcie.
Muzeum Muncha- tu widzieliśmy z zewnątrz niestety jedynie, bo akurat było remontowane i zamknięte chyba na rok ?
Harry Hole Tour
to nasza własna nazwa mikro wycieczki śladami Harrego Hola. Jest to bohater powieści Jo Nesbo, które wprost ubóstwa mój mąż. I dlatego część naszego dnia w Oslo poświęciliśmy, aby choć odrobinę mógł wczuć się w życie swego bohatera, przespacerować ścieżkami, którymi on chadzał. Z takich kamieni milowych tej wycieczki można wymienić miejsce, gdzie bohater mieszkał -5 Sofies Gata (a na domofonie widnieje jego nazwisko) oraz bar, w którym topił smutki w alkoholu Restaurant Schroder.
Pro Tipy
Jeżeli wybieracie się do Oslo, miejcie koniecznie na uwadze dwie kwestie:
- Tranzyt przez Oslo odbywa się tunelami pod miastem. To istna plątanina korytarzy i nawigacja często gubi zasięg. Koniecznie trasę do pokonania trzeba przemyśleć wcześniej, a w tunelach patrzeć na znaki.
- Parkowanie w Oslo na pierwszy rzut oka jest łatwe, na drugi piekielnie skomplikowane, a na trzeci do ogarnięcia. Otóż wszystkie parkingi są płatne. Wzdłuż ulic jest mnóstwo miejsc parkingowych (płatnych), ale uwaga! Większość z nich jest przeznaczona dla samochodów dostawczych (takich z zieloną tablicą). W tym miejscu nie można (nawet po uiszczeni opłaty) zaparkować zwykłego samochodu (to tłumaczy, dlaczego tyle osobówek ma tam zielone tablice). Po prostu należy odpuścić polską tradycję szukania miejsca do zaparkowania zaraz przed wejściem do atrakcji turystycznej. Najłatwiej wtedy rozejrzeć się za wielkim parkingiem płatnym- takim wielopoziomowym i sprawa załatwiona. Trochę wygibasów pod parkomatem, żeby zapłacić przed wyjazdem i tak można żyć.
Podczas naszego pobytu oprócz zwiedzania po prostu nacieszaliśmy się towarzystwem naszych wspaniałych gospodarzy i o tym należy wspomnieć, choć nie w szczegółach ? Dodam tylko, że wróciliśmy na pewno cieżsi o parę nadprogramowych kilogramów, gdyż Wojtek oprócz rozlicznych talentów jest także piekarzem z wyksztalcenia, a genialnym kucharzem z zamiłowania, za to jego żona- Monia piecze fenomenalne torty, które wyglądają wspaniale, a smakują jeszcze lepiej, dlatego sami rozumiecie ?.
I teraz epilog
Po kilku wspaniałych dniach przyszedł czas aby zbierać się do wyjazdu. Spakowaliśmy się dzień wcześniej i rano mieliśmy wrócić tak, jak przyjechaliśmy. Kiedy M brał rano prysznic, odnalazłam nasz bilet powrotny na prom i… musiałam natychmiast z nim pogadać. Klasę naszej relacji najlepiej oddaje ten dialog, zapamiętany co do słowa.
Dzieci śpią, gospodarze jeszcze też, ja pukam do drzwi łazienki i mówię:
„Cinuś, musisz mnie wpuścić, bo bardzo zj…..ałam”
Otwiera drzwi, patrzy na mnie z biletem w ręku i pyta jedynie ” Dzień czy godzina?”
Jak się pewnie domyślacie, pomyliłam… datę odpłynięcia promu i nie, nie dostaliśmy gratisowego dnia w Oslo. Nasz prom odpłynął dzień wcześniej. Zanim zapukałam do łazienki sprawdziłam dostępne opcje promowe. Nie było żadnych. Dlatego wtedy, w tej łazience mój nadzwyczajnie opanowany mąż nawet z uśmiechem na twarzy przyjął do wiadomości nieuniknione. I podjął decyzję, że teraz właśnie po śniadaniu wsiądziemy w nasze Pajero i pojedziemy drogą lądową do Polski… Bo wiecie, byłam przecież w ósmym miesiącu ciąży- nawet nie wypadało na mnie krzyczeć za tę pomyłkę…. i Wiecie co? Do Polski, a mianowicie do Szczecina dojechaliśmy szybciej niż gdybyśmy jechali na prom do Hirtshal. Co prawda wyszło nas to drożej, ale przynajmniej od 1 w nocy przespaliśmy się w budżetowym apartamencie w Szczecinie. Rano już spokojnie dojechaliśmy do Olsztyna, bo przecież trzeba było odebrać jeszcze psy od dziadków… Tak trzeba żyć? Jasne!